W pewien upalny sierpniowy weekend wybrałam się do Kamieńczyka – wsi w Kotlinie Kłodzkiej, tuż przy granicy z Czechami. Umówiłam się tam z Olą Niewiadowską i Marcinem Pakułą, którzy obiecali mi słodki relaks na świeżym powietrzu z pięknym widokiem na Masyw Śnieżnika. Nie mogłam się doczekać tej spokojnej niedzieli, ale również ani przez chwilę nie zapomniałam, dlaczego się do nich odezwałam – by dowiedzieć się więcej o Chacie z Natury, Pracowni Stolarskiej – W Deche i ich wyjątkowym podejściu do życia.
Z dala od zgiełku
Ola, Marcin i ich córka Julia przyjęli mnie w Janulence – zaprzyjaźnionej kawiarni górskiej, która oferuje pyszne ciasta i gorącą kawę zmęczonym wędrowcom. Czuć w niej gościnną atmosferę unoszącą się w powietrzu i niezwykłą serdeczność ze strony właścicieli. Tam, po godzinnym spacerze po okolicznych łąkach, rozsiedliśmy się na ganku, żeby porozmawiać o marzeniach, trosce o środowisko i planach na przyszłość.
Szukając swojego miejsca
Wiedząc, że Ola i Marcin mieszkają na co dzień w sercu województwa lubuskiego – Zielonej Górze, zastanawiało mnie, co sprawiło, że zajechali aż do Kotliny Kłodzkiej w poszukiwaniu swojego miejsca na ziemi. Marcin przyznał, że jeszcze zanim poznał Olę, szukał działki w górach. Jego marzeniem było osiedlić się na wsi, zbudować dom własnymi rękami używając naturalnych technik budowlanych i prowadzić skromną agroturystykę. W przypadku Oli nie było jednak tak oczywiste, bo przez wiele lat postrzegała siebie jako typowego mieszczucha. Czy na zmianę preferencji wpłynęła miłość do Marcina, macierzyństwo, czy może weryfikacja upodobań związana z wiekiem? Trudno powiedzieć. Na pewno wśród wielu powodów, jednym z ważniejszych jest chęć życia po swojemu.
Miłość od pierwszego wejrzenia
Chatę z natury znaleźli przypadkiem. Goszcząc na kawie w Janulence zachwycali się okolicą. Już wtedy wiedzieli, że chcą się osiedlić w Kotlinie, nie mieli tylko pojęcia, że padnie na Kamieńczyk. W drodze przez wieś zauważyli uroczy, choć rozpadający się, domek z informacją, że jest na sprzedaż. Dom stoi na dużej działce, przynależy też do niego las… Od razu wiedzieli, że trafili w dobre miejsce. Kupili działkę, a z chatką… w sumie nie wiedzieli co zrobić. Choć śliczna w swojej konstrukcji, stanem nadawała się do wyburzenia. Nie mogli jednak znieść myśli, że zostanie ona zrównana z ziemią, dlatego postanowili własnymi siłami ją odrestaurować…
Znajomi i rodzina ciągle nas poprawiali. Wy nie kupiliście domu, tylko ruderę!
Marzenia są po to, by je spełniać
Choć na każdym kroku słyszą, że porwali się z motyką na słońce, to nie odpuszczają. Wiedzą, że marzenia są po to, żeby je realizować. Bardzo spodobało mi się ich podejście! Cały czas są aktywni, prą do przodu w imię tego, w co wierzą. Bo wierzą w możliwość przywróceniu Chacie dawnego blasku i nie zniechęca ich kolejna spróchniała ściana albo przeciekający dach. Przy każdej możliwej okazji zabierają narzędzia, wsadzają Julię do samochodu i pędzą do Kamieńczyka. Jednocześnie mają w tym bardzo dużo pokory i cierpliwości.
„Myślę, że ważne jest zostawienie za sobą takiego oczekiwania, że skoro podjęłam próbę zrealizowania marzenia, to teraz wszystko musi iść po mojej myśli. Nic nie ma takiego obowiązku, żeby się dostosowywać do naszych oczekiwań!”
Głębia ukryta w historii i naturze
Ola i Marcin wiedzą, że na końcu tej drogi jest życie, które chcą wieść przez lata. To dom pełen gości, dużo zwierząt i kontaktu z naturą. Bo właśnie tego chcą dla Chaty – by mogła dawać radość nie tylko im, ale również przyjezdnym, którzy jak oni do niedawna, szukają wśród gór spokoju i wytchnienia od szybkiego tempa współczesnego życia. Marcin powiedział w którymś momencie coś, co bardzo mi zapadło w pamięć.
„Chcę tu żyć i robić swoje, a nie ciągle mówić, że muszę coś robić. Bo wielu moich znajomych w mieście ciągle mówi, że coś musi”
Wszystko po kolei
Sama będąc niezbyt dużą fanką zmian, zapytałam ich czy nie przerażają ich takie duże kroki w życiu. Muszą przecież się przebranżowić, by móc zostawić miasto i żyć w Kamieńczyku. Przyznają, że wszystko raczej dzieje się stopniowo, bez presji. Ola latami zajmowała się employer brandingiem w dużych firmach. Wraz z nowymi marzeniami związanymi z zamieszkaniem na wsi, zrezygnowała z tego i przeszła na samozatrudnienie, które daje więcej wolności i luźno łączy się z tym, co robiła na etacie. Marcin, choć nadal prowadzi swoją firmę budowlaną, swoją uwagę kieruje ku samodzielnej stolarni.
Z szacunkiem do otoczenia i natury
Z resztą to nie jedyne świadome zmiany, które są skłonni podejmować. Dużą wagę przykładają do tego, co jedzą i kupują. Ola od wielu lat jest wegetarianką i mają z Marcinem świadomość, że najprawdopodobniej Julia nie będzie mogła w ich wieku cieszyć się tym samym światem, co oni. Z tego powodu zdecydowali się wychowywać córkę również na diecie wegetariańskiej, wpajając jej od początku duży szacunek dla zwierząt. Sama byłam świadkiem, gdy Julia podeszła do psa gospodarzy i zaczęła go głaskać tak delikatnie, że niejeden dorosły mógłby się od niej uczyć. Zwróciłam im na to uwagę i przyznali, że choć Julia ma niecałe 2 lata, to dali radę nauczyć ją poprawnego zachowania względem psów, które sama pieszczotliwie nazywa ciociami.
Ten sam szacunek do natury i tego co nam daje, można zaobserwować w meblach tworzonych przez Marcina. Zdaje on sobie sprawę z tego, że zasoby na naszej planecie nie są nieskończonego, dlatego kiedy może, korzysta z drewna, które pochodzi z różnego rodzaju rozbiórek. Niektóre stoły, które stworzył były kiedyś drzwiami albo ścianami stodoły, a gdyby ich nie zabrał, skończyły by jako opał. Przyznaję, że podoba mi się idea mebli z duszą i historią.
Dobre emocje
To była naprawdę przyjemna niedziela! Nie tylko poznałam przemiłych ludzi, których poczynania mam zamiar śledzić na ich fanpagach: Chata z Natury i Pracownia Stolarska – W Deche, ale również zyskałam trochę świeżego spojrzenia na pewne sprawy.
Podziwiam Olę i Marcina za pogodę ducha i optymizm. Z nimi nawet duże wyzwania brzmią jak przyjemność, bo potrafią odnaleźć ją nie tylko w samym celu, ale w drodze do niego. Ich miłość do natury i siebie nawzajem tworzy niezwykle rodzinną i szczerą atmosferę. Już nie mogę się doczekać, kiedy wypełnią nią Chatę z Natury.