W pewien chłodny, grudniowy poranek wybrałam się na spotkanie z Pawłem. Dzwoniąc do niego parę dni wcześniej, zaproponował, żebyśmy zaczęli kręcić o 5 rano. Udało mi się na szczęście wynegocjować godzinę siódmą, która choć dla mnie nadal bardzo wczesna, pozwoliła nam prowadzić wywiad już po wschodzie słońce. Świadomość tego, jak przeciętny dzień Pawła różni się od mojego jeszcze bardziej sprawiła, że byłam ciekawa, czego się dowiem o jego zawodzie i osobistych przemyśleniach.
Dobra energia na dzień dobry
Zastanawiając się, kogo zaprosić do kolejnego odcinka #poznajmysię, znajoma zaczęła opowiadać mi o świetniej babce, którą miała okazję chwilę wcześniej poznać. Z zaciekawieniem słuchałam historii o jej karierze związanej z pilatesem w studiu Black Swan, które sama prowadzi, pasji do sportu i zdrowego odżywiania. Nie czekając długo, skontaktowałam się z nią i już przez telefon udzieliła mi się niezwykle dobra energia i zaangażowanie Marty. Zgrałyśmy nasze kalendarze, by już zaledwie po kilku dniach spotkać się wspólnie w stolicy polskiego winiarstwa – Zielonej Górze.
“Skoro przyciągamy do siebie podobne osoby, to ja muszę być bardzo fajną osobą, bo wokół mnie jest dużo bardzo fajnych ludzi.“
Rzecz, której nie da się przeoczyć już od pierwszych minut, to to, że Marta kocha ludzi. Spacerując po zielonogórskim deptaku, parę razy zaczepiali nas jej znajomi i klienci, którzy podchodzili tylko po to, by się przywitać lub zamienić dwa słowa. Byłam zdumiona. Zastanawiałam się czy mieliśmy niesamowite szczęście spotkać tylu znajomych, czy po prostu Marta ma tak dużo serdecznych relacji. Zapytana o to przyznała, że uwielbia otaczać się ludźmi. To oni napędzają ją do działania i to dla nich jej się chce. Czy to w prywatnym życiu czy w trakcie praktyki pilatesu – nieustannie cieszy się, że może z nimi przebywać.
Będąc niepoprawną optymistką, przyznaje, że pomimo wielu niesprawiedliwości na świecie, wierzy w ludzi. Przekonuje mnie, że nawet spotykając osobę o kompletnie odmiennych poglądach, jest w stanie wejść w jej buty. Mówi, że kluczem do tego jest słuchanie sercem, zamiast nastawiania się na ciągłą kontrę. Pomimo tego, że pod koniec takiej rozmowy nikt nie przekonuje drugiej strony, to szczera chęć zrozumienia przynosi dobre efekty. To stąd przychodzi serdeczność, która potem jest bodźcem do tego, by móc chłonąć inspirację i samemu inspirować.
Bodziec do działania
Marta dużo mówi o inspiracji. Bardzo często w rozmowie podkreśla, jak bardzo lubi ją dawać, ale i dostawać. Taką kluczową w jej życiu, otrzymała od przyjaciółki z liceum, która była na diecie wegetariańskiej. Zaciekawiona tym odmiennym sposobem odżywiania, zaczęła zgłębiać wiedzę. Od tego czasu przechodziła różne fazy – niejedzenia mięsa, jedzenia wyłącznie ryb, unikania nabiału – wszystko jednak prowadziło do zmniejszenia cierpienia zwierząt. W tym czasie uważała, że jej obowiązkiem jest dowiedzieć się, skąd pochodzi jedzenie, które znajduje na talerzu. Nie mogąc się pogodzić z okrucieństwem i ekologicznymi konsekwencjami hodowli zwierząt i produkcji mięsa, zdecydowała się przejść na weganizm, na którym jest już od czterech lat.
“Doszłam do wniosku, że sama nigdy bym nie zabiła zwierzęcia, by je zjeść. W związku z tym nie chcę, by ktoś robił to za mnie. “
Nic na siłę
To ziarenko, które zasiała jej przyjaciółka w liceum, rozrosło się do całego stylu życia, który Marta prowadzi lata później. Jest wdzięczna, że wtedy podzielono się z nią tym, dlatego ona również dzieli się swoją wiedzą z innymi. Prowadząc zajęcia z klientami, próbuje ich inspirować do zmiany nawyków albo do spróbowania czegoś nowego. Podkreśla jednak, że nigdy nie podchodzi do tego z pozycji nauczyciela czy mentora. Stara się nie oceniać i nie przekonywać ludzi argumentami odnoszącymi się do zdrowia czy nieetyczności produkcji mięsa. Wychodzi zawsze od strony ciekawostki, czegoś nowego.
Tak powstało jej wyzwanie, do którego dołączyło wiele osób – 7-dniowy jaglany detoks. Założenie było proste – spróbuj przez 7 dni jeść tylko wegańskie potrawy, nic nie stracisz. Po zakończeniu wyzwania, klasyczni mięsożercy byli zdziwieni, że przepisy były tak proste i smaczne. Obalili w swoich głowach mit związany z dietą wegańską, jakoby była nudna i monotonna. Czy zostaną weganami? Prawdopodobnie nie. Ale ziarenko inspiracji zostało zasiane, a jedzenie wegańskie odczarowane. Będą sięgać po nie częściej, tworząc przy tym swoją małą, ale jak ważną, zmianę.
Dusza na dwóch kółkach
Marta wierzy w pracę u podstaw i małe zmiany, które prowadzą nas ku lepszemu życiu. Na nasze spotkanie przyjechała rowerem – uroczym, choć wyraźnie wiekowym jednośladem. Mówi, że nigdy się z nim nie rozstaje i jeździ nim, gdzie tylko się da. Przyznaje, że Zielona Góra nadaje się do tego świetnie, ponieważ nie jest dużym miastem, dzięki czemu przejechanie z jednego końca na drugi nie jest problemem. Dodatkowo ma dla niej wartość sentymentalną, ponieważ sam rower i wszystkie dodatki do niego są z odzysku. Mówi, że ma duszę i zdecydowanie lepiej się czuję jeżdżąc nim, niż wybierając samochód czy komunikację miejską.
“Jesteś tak młody, jak młody jest twój kręgosłup“
Marta przyznaje, że względy ekologiczne związane z emisją spalin są dla niej ważne, ale jednocześnie nie można przepuścić żadnej okazji, by się poruszać. Zapytałam czy zawsze tak bardzo kochała sport. Mówi, że już jako dziecko była bardzo żywiołowa i w wieku 9 lat namówiła mamę, żeby zapisała ją na taniec. Trafiła do zielonogórskiego domu kultury, gdzie przez wiele lat trenowała pod okiem znanej choreografki. Lata później, tańczyła taniec współczesny w Teatrze Tańca i ruch był dla niej niczym tlen. Niestety, w którymś momencie przyszła kontuzja kręgosłupa, która mogła na zawsze przekreślić karierę. Podjęła decyzję, że poszuka sposobu na wyjście z urazu bez odwiedzania sali operacyjnej. Tak znalazła drogę, która doprowadziła ją do dnia dzisiejszego – kiedy uczy swoich podopiecznych jak dbać o kręgosłup w naszej bardzo siedzącej codzienności.
Ćwiczenie dla ducha
Poza zdrowotnymi aspektami ruchu, Marta przyznaje, że jest on dla niej również duchowych przeżyciem. Podczas swojej praktyki doświadcza integracji ciała, duszy i umysłu. Traktuje to jak medytacje, z której czerpie spokój i motywację. Tego również próbuje uczyć swoich klientów, ponieważ wie, że pilates odpowiada na problemy współczesnego człowieka – brak dobrych nawyków ruchowych, siedzący tryb życia, stres.
Prowadząc sesje relaksacyjno-medytacyjne, pomaga im odkryć, że nie trzeba w życiu tak pędzić i warto spojrzeć głębiej w siebie. Ciało dużo rzeczy nam podpowiada – trzeba go tylko słuchać. Jednocześnie podczas swojej praktyki przekonuje, że ćwiczenia nie są walką o życie. Często bowiem próbujemy wykonać coś perfekcyjnie, a nasze ciało nas ogranicza, przez co pojawia się frustracja i walka o idealny rezultat. Zadaniem pilatesu i Marty jako trenerki, jest pokazanie, że trzeba respektować te ograniczenia, zaakceptować je, a wtedy nasze ciało i umysł nam podziękują.
“Ciało dużo rzeczy nam podpowiada – trzeba go tylko słuchać“
Serce jak ogień
Po godzinie intensywnej i bardzo ciekawej rozmowy nasuwa mi się na myśl pytanie, skąd ona ma tyle energii. Ze śmiechem odpowiada, że urodziła się w bardzo upalny, majowy dzień i cytat z piosenki zespołu Daab „urodzona w strudze słońca, serce mam jak ogień” idealnie ją obrazuje. Mówi, że zawsze była pełna energii i uśmiechu, gotowa do działania. Przyznaje, że szybko się podpala do rzeczy, ekscytuje, ale czasami równie szybko ten płomień się w niej spala. Potrzebuje więc dobrych fluidów płynąc z innych stron – chociażby z relacji z innymi ludźmi. To gorące serce pomaga jej również patrzeć optymistycznie na życie, bo choćby spotkała ją przykrość, to szybko potrafi się podnieść, otrzepać i pędzić dalej. Pomimo swojego ekstrawertyzmu, czasami jak każdy potrzebuje naładować baterie w samotności. Jak sama jednak przyznaje, takie ładowanie nigdy nie trwa zbyt długo i szybko wraca do swoich ludzi, do tego, co daje jej siłę.
“Kiedy jestem sama ze sobą to trudno mi znaleźć tę energię do przenoszenia gór. To ludzie sprawiają, że totalnie kocham swoje życie.“
Przepis na szczęście
Na koniec zapytałam ją czym jest dla niej szczęście, ponieważ sprawia wrażenie jednej z bardziej zadowolonych z życia osób, jakie spotkałam. Bez wahania odpowiada, że jest nim poczucie, że to, co robimy ma sens. To jednak nie jest jedyny składnik. Źródłem szczęścia są dobre relacje z ludźmi i samą sobą. Jest nim spokojne życie, gdzie ma czas na odpoczynek, refleksję, ale też rzeczy duże – ambitne projekty. Marta przyznaje, że dla niej jest to poczucie, że może działać, że jest zdrowa i może wiele. Szczęście wychodzi z wewnątrz, ale jest to też coś, co trzeba trenować, aktywnie znajdować i wprowadzać do swojego życia.